10 stycznia 2016

Rozdział V

           Uradowana blondynka w podskokach podbiegła do Jareda i rzuciła mu się na szyję. Wszyscy dookoła byli w stanie dosłyszeć jej stłumione piski. Poczułam się nagle jak obserwator pewniej sceny miłosnej emitowanej na wielkim ekranie. Niby wszystko widzę i wiem, ale nie mogę zmienić zdarzeń i fabuły. Tak właśnie było teraz, kiedy mężczyzna moich marzeń, który przepadł gdzieś na 3 tygodnie, jest ściskany przez moją siostrę jeszcze przed chwilą gotową, aby mi przyłożyć. W dodatku ten sam ukochany obronił mnie przed jej atakiem. Jakby los jeszcze bardziej chciał mi pokazać na co go stać.
          -Jared! Gdzie ty byłeś?!- odsunęła się delikatnie od jego wojowniczo nastawionego ciała i objęła dłońmi jego twarz, aby lepiej mu się przyjrzeć- Czy ty wiesz jak bardzo się o ciebie martwiłam?
          Spojrzałam na niego, bojąc się, że zaraz wypuści mnie ze swoich rąk zanim jeszcze zdążę samodzielnie złapać równowagę i się nie przewrócić na oczach wszystkich uczniów. Jednak to się nie wydarzyło, a zamiast podejrzeń, że ze wzajemnością wpatruje się w Charlotte, Jared patrzył prosto na mnie, a jego wzrok był pełen... uczuć, których jeszcze nigdy nie dane było mi u niego zobaczyć. W chwili, kiedy nasze oczy spotkały się, straciłam kontakt z rzeczywistością, a chłopak złapał mnie w talii jeszcze mocniej, jakby spodziewał się, że mam ochotę mu uciec. Nie miałam.
          Jego źrenice z troską wpatrywały się w moje, a zaraz potem zaczął badać nimi całe moje ciało z obawą, że gdzieś znajdzie choćby najmniejsze zadrapanie, które wzbudziłoby u niego niepokój oraz gniew. Ucieszyło to mnie, ale jeszcze bardziej zdziwiło. Ten szczegół nie umknął uwadze także widzom całego przedstawienia, jego przyjaciołom, a już przede wszystkim mojej siostrze.
          -Jared, puść ją wreszcie!- odsunęła się od niego jeszcze bardziej, aby zamiast tego znaleźć się bliżej mnie i móc ponownie się na mnie rzucić- A ty zostaw go!
          I znów nastała chwila grozy, podczas której to Jared odepchnął na bok właśnie ją, nie mnie, którą umiejscowił za swoimi barczystymi plecami, żeby zapewnić mi jeszcze większe bezpieczeństwo.
          -Nie dotykaj jej!- Jego głos był pełen złości i wyrzutów, jakby ktoś chciał przed chwilą zabrać jego ulubioną zabawkę. Ciśnienie natychmiast mi się podniosło. To nie było normalne, aby czyjś głos, a tym bardziej jego, rozniósł się po korytarzu niczym huk.
          -Jared... O co ci chodzi?
          Charlotte wyciągnęła otwartą dłoń w jego stronę, ale on nie przyjął jej wbrew wszelkim oczekiwaniom. Nadal zresztą sama byłam pewna, że mnie też zaraz rzuci na podłogę, ale tak się oczywiście nie stało. Zamiast tego uchwycił moją dłoń, co było samym w sobie gestem niespotykanej wobec mnie czułości. Wciąż wpatrując się zabójczo w blondynkę stojącą naprzeciwko, dodał:
          -Nikt nie ma prawa jej dotykać oprócz mnie, zrozumiałaś?- nie uniósł się, ani nie rozluźnił jednocześnie. Mimo tego jego głos był spokojny, ale niosący w sobie poważne ostrzeżenie. Jego postawa świadczyła, o tym, że mówi jak najbardziej poważnie. Serce zabiło mi jeszcze mocniej kiedy się do mnie odwrócił, a szorstkość w jego głosie i w oczach została zastąpiona ogromną sympatią przeznaczoną tylko i wyłącznie dla mnie- A czy tobie nic się nie stało? Jesteś cała?
          -Ja...- zaniemówiłam gdy schował moje rozgrzane ręce w swoich. Rumieńce, które nie powinny być w stanie tego zrobić- zmogły się i straciłam zdolność swobodnego oddychania.
          -Wszystko w porządku?
          Po chwili ciszy westchnął ciężko i ku mojemu zaskoczeniu... przytulił mnie. Przytulił mnie prosto do swojej rozbudowanej klatki piersiowej, która powoli unosiła się i opadała przy moim policzku. Oplótł moje ciało swoimi ramionami bez żadnego problemu oparł brodę o czubek mojej głowy.
          -Gdyby coś Ci się stało...
          -O czym ty pierdolisz?!
          Cała uwaga znów przeniosła się na moją siostrę. W tym momencie wszystko zaczęło dziać się tak nagle i w przyśpieszonym tempie, że zyskałam jeszcze więcej luk w pamięci dotyczącej tego wydarzenia. Odepchnęłam Jareda zdając sobie sprawę z tego, w jak niekomfortowej, ale mimo to przyjemniej sytuacji się znalazłam. Paul podbiegł do nas i odciągnął przyjaciela jak najdalej w ciemny kąt mimo jego widocznego sprzeciwu. Zadzwonił dzwonek i znikąd pojawili się nauczyciele, którzy nieświadomi tego wszystkiego co się przed chwilą tutaj stało, zaczęli rozganiać tłum do otwartych klas. Nie zwróciłam na to wielkiej uwagi, ponieważ zdobyłam si na odwagę i spojrzałam na Charlotte. Wtedy właśnie moje serce pokruszyło się na małe kawałki.
          Moja mała siostrzyczka wpatrywała się w plecy ukochanego, który odciągany przez Paula wił się nie w jej stronę, ale w moją. Po raz pierwszy nie była w stanie zachować zimnej krwi, a ja w końcu dostrzegłam przebłysk uczuć, które ulatniały się z niej w danej chwili. Jej oczy były pełne smutku, można powiedzieć nawet, że rozpaczy, gdyż nie wiedziała co zrobić, aby to wszystko potoczyło się od początku inaczej, tak jak planowała. Aby Jared wrócił i wziął ją w swoje ramiona tak jak miał to w zwyczaju. Była bezradna, gdyż nie rozumiała do końca (zresztą tak samo jak ja) co tak dokładnie się wydarzyło. Nie potrafiłam być na nią dłużej zła po tym, co chciała mi zrobić, gdyż ślad pojedynczych łez w jej oczach przypomniały mi, ze jeszcze nie tak dawno ja czułam dokładnie to samo co ona- odrzucenie. Byłam postawiona idealnie na jej miejscu, bo mój ukochany także zignorował mnie dla innej, która w dodatku także była moją siostrą- czyli nią. 
          Charlotte spanikowała i ruszyła biegiem w stronę najbliższego wyjścia, aby pewnie ukryć przed wszystkimi swoje łzy i prawdziwe oblicze. Ja jednak już je dostrzegłam, dlatego bez zbędnych rozmyślań poszłam w jej ślady. Nie dane było mi jednak dogonić ją i pocieszyć, bo zaraz chwyciły mnie kolejne ramiona, tym razem należące do nauczyciela.
          -Wydaje mi się, że lekcje odbywają się po drugiej stronie szkoły, nieprawdaż, panno Connweller?
          Nie byłam jeszcze na tyle odważna, aby mu odpyskować czy chociażby wyrwać się z jego rąk i uciec, dlatego przyznałam mu rację i ze zrezygnowaniem udałam się we wskazanym przez niego kierunku. Trudno, może to dobrze, że Charlotte będzie jeszcze przez chwilę sama? Przynajmniej ochłonie zamiast znów wykorzystać moment i w przypływie emocji spróbować mi przywalić. Jakby też nie patrzeć, w tej chwili ja także potrzebowałam samotności, aby sobie to wszystko dokładnie przemyśleć.

                                                                     ~'''~
           Weszłam do zardzewiałego autobusu i usiadłam jak najdalej przy oknie. Pojazd nie był pełny kiedy ruszał, ale nie było to dziwne ze względu na porę roku i dnia. Zima niedawno wtargnęła do Forks i chociaż nie było jeszcze śniegu, przymrozki nie schodziły przez większą część dnia. Właśnie z tego powodu spora ilość uczniów zaczęła jeździć swoimi samochodami, wyłudzonymi od rodziców, albo zabierają się ze swoimi przyjaciółmi (którzy już zyskali własne auta), aby mieć bliżej do domu. Ja niestety nie miałam ani samochodu, ani przyjaciół go posiadających (Caitlyn zawsze jeździ autobusem, gdyż przystanek ma naprzeciwko domu, albo jeśli znajduje sobie kolejnego chłopaka to jego zmusza do wożenia jej czterech liter). Poza tym jest już dosyć późno, gdyż zostałam dłużej w szkole, więc większość była już dawno w swoich ciepłych mieszkankach.
          Doszłam do wniosku, że w domu za żadne skarby nie uda mi się czegokolwiek zrobić, gdyż mama szykowała plany na swoją imprezę urodzinową. Wiąże się to z tym, że m.in. próbuje nowych przepisów, które mają zaskoczyć jej przyjaciół, dlatego co chwila jestem wołana do kuchni aby coś spróbować lub jej w czymś pomóc, a ja nie mam serca by odmówić mojej mamie. Nie licząc tego, nawet jeśli prace w domu zapowiadały się na spokojne, to zamierzałam przecież porozmawiać z Charlotte o wcześniejszym wydarzeniu. Przed oczami wciąż miałam widok jej łez. Tak czy inaczej postanowiłam posiedzieć sobie parę godzin w bibliotece szkolnej, tam pouczyć się i przy okazji przemyśleć wszystko, co mam do powiedzenia siostrze. A miałam tego sporo.
          W szkole doszłam do jeszcze jednego wniosku. Mianowicie dzisiejszy dzień był co najmniej dziwny. Z samego rana moja siostra chciała mi przyłożyć, ale zjawił się Jared, który zachowywał się niezwykle podejrzanie. Przecież on mnie nawet nie kojarzył, a teraz tak nagle, po swoim wielkim zniknięciu, zaczął się o mnie troszczyć. Owszem, nie żywię nadziei, że dalej będzie to robił, gdyż był to pewnie jednorazowy przypadek. Mógł pokłócić się z Charlotte i chciał jej dopiec wykorzystując zaistniałą sytuację. Możliwość pomylenia mnie z kimś innym wykluczyłam już na samym początku, gdyż niemożliwe byłoby to, aby tak długo się we mnie wpatrując nie zauważył takiej pomyłki. Na domiar złego zaraz gdzieś zniknął razem z przyjacielem i to na mnie ludzie wyładowywali swoją ciekawość, głównie non-stop się we mnie wpatrując, chociaż nie dało się nie zauważyć także tych ich szeptów. O dziwo jednak najgorsza była moja przyjaciółka, której moje wyjaśnienia ,,Też nie wiem o co chodzi'' nie wystarczały do szczęścia. To był chyba pierwszy raz kiedy miałam jej tak bardzo dość i zaczęłam się przed nią chować.
           Swoje przemyślenia związane z tym tematem zakończyłam w chwili, gdy przez brudną szybę autobusu zauważyłam swój przystanek. Założyłam torbę na ramię i przygotowałam się do wyjścia, do którego odprowadzał mnie ciekawski wzrok paru osób. Jestem ciekawa kiedy w końcu się to skończy i ponownie zniknę dla reszty świata. Wyskoczyłam z tego pojazdy czym prędzej i doznałam szoku termicznego. Było zimniej niż myślałam. Przetarłam ręce, aby je ogrzać, a mroźne powietrze dostało się do moich nozdrzy. Przynajmniej oczyszczą mi umysł (w bardzo nieprzyjemny sposób) przed czekającą na mnie konfrontacją z Charlotte.
           Cholera, jest naprawdę zimno. Rozglądając się dookoła dostrzegłam, że odkąd weszłam do autobusu ściemniło się jeszcze bardziej. Mogłam wyjść z biblioteki wcześniej, jednak nawet nie zauważyłam jak szybko minął mi czas. Zaczęłam się tym jednak przejmować kiedy usłyszałam za sobą nieustępujący chód. Po paru minutach zaczęłam bać się zarówno człowieka jak i zwierzęcia, które mogło mnie zaatakować. Wolałam się nawet nie odwracać, gdyż wtedy spanikowałabym i sprowokowała to coś. Dobrze wiem, że o tej porze może być niebezpiecznie, zwłaszcza w rezerwacie La Push, gdzie głównym zagrożeniem były dzikie zwierzęta. Podejrzewam, że moja mama zauważyła już moją nieobecność i także zaczęła się martwić. Czy ten dzień może być bardziej dla mnie pechowy?
          -Już spokojnie, nie bój się. Przepraszam.
          Po raz trzeci tego samego dnia moje serce zatrzymało się i przemieściło ku górze, aby ustąpić więcej miejsca temu ciepłemu uczuciu budzącemu się w klatce piersiowej. Otworzyłam oczy i uniosłam wyżej głowę. Kiedy mój wzrok jeszcze lepiej przyzwyczaił się do panującej wokół ciemności, udało mi się rozpoznać widok mojego ,,oprawcy''.
          -Jared?- wyszeptałam niepewna. Nie, to na bank był on.
          Szmery były już blisko mnie, przez co skojarzyłam je z ludzkimi krokami. Zaczęłam przyśpieszać, ale one zrobiły to samo zaraz po mnie. Właśnie pomyślałam sobie ,,Tylko nie panikuj, Kim'', kiedy ktoś pociągnął mnie za ramię. Zaczęłam krzyczeć i wierzgać się. Serce podskoczyło mi do gardła. Chciałam rzucić torbą w oprawcę, ale ten ubiegł mnie i... delikatnie złapał za drugie ramię. Obrócił moim ciałem o 180° i przyciągnął moją twarz do swojego twardego torsu. To uczucie wydało mi się jakoś dziwnie znajome. Poczułam jego drugą dłoń na swojej głowie, na której zaczął powoli gładzić moje włosy. Przestałam krzyczeć i szarpać się, bo i tak nie dałoby to już teraz żadnego skutku. Dzięki temu w tej nagłej ciszy zdołałam usłyszeć jego niski głos.
          -No nareszcie mnie poznałaś!- ucieszył się niezmiernie i jeszcze mocniej mnie przytulił- Przez chwilę tak bardzo bałem się, że zrobiłem Ci krzywdę.
          -Nie, ale... Co ty tu robisz?- spróbowałam, choć niechętnie, wyrwać się z jego uścisku.
          -Odprowadzam Cię do domu. Nie wiesz jak bardzo niebezpiecznie jest wracać o tej porze?                  -Przepraszam...- zarumieniłam się i opuściłam głowę w dół, tam, gdzie ze wstydu bawiłam się własnymi palcami byleby nie musieć patrzeć na tę jego przystojną twarz. Po pierwsze było mi głupio, że Jared musi mnie pouczać. Takie coś nie wypada pozytywnie w oczach mojego bohatera. Z drugiej jednak strony bardzo uwłaczało mi tak nagłe zainteresowanie Jareda moją osobą. Teraz właśnie widzę, że chłopak nie robi tego na złość mojej siostrze. Przecież jej tutaj z nami nie ma. Właśnie!
                 Szybko odnalazłam ripostę na końcu języka, o którym posiadaniu wcześniej zdaje się, że zapomniałam- A ty gdzie byłeś przez te ostatnie tygodnie?
          Oczy chłopaka nagle zabłysnęły tajemniczym blaskiem, który zaraz samoistnie przygasł. Jakby chciał mi przed chwilą wykrzyczeć coś entuzjastycznie, pochwalić się tym, ale szybko zmienił zdanie z nieznanego mi powodu. Zmrużyłam oczy, aby dać mu znak, że nie zamierzam pozwolić mu na ucieczkę od odpowiedzi, mimo że tak mało się znamy i nie miałam do tego prawa.
          -No... Dobra, może ja też trochę zbłądziłem- przystąpił z nogi na nogę i włożył dłonie do tylnych kieszeni jeansów- ...ale wróciłem! Więc to już jest jakiś plus, prawda?
          Przez krótki moment chciałam jeszcze go o to dopytać, ale zbył mnie swoim szerokim uśmiechem. Jeszcze bardziej zawstydziłam się z powodu swojej wścibskości oraz nieskromnych myśli nawiedzających mój umysł. Gdybym miała taką moc, cofnęłabym czas, nie uciekła z jego ramion i nie zadawała żadnych zbędnych pytań dopóki miałabym okazję poczuć jego dotyk. Z tego wszystkiego zapragnęłam jeszcze szybciej trafić do własnego pokoju i schować się zażenowana pod kołdrą.
          -Wychodzi na to, że ja chyba też muszę wracać do domu...- potarłam nieśmiało własne ramię- Jest zimno i ciemno, więc wiesz... mama pewnie już się o mnie martwi.
          -Nie, ja...!- przystopował, aby powstrzymać się przed ponownym wtargnięciem w moją strefę osobistą-...nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Nie możemy jeszcze przez chwilę pogadać?                        Jego psie oczy zrobiły na mnie mocne wrażenie, jednak nieśmiała natura wzięła przewagę nad zauroczeniem. ,,Oj, nawet nie wiesz jak bardzo mam ochotę zabrać Cię ze sobą nawet pod tę moją kołderkę i tam porozmawiać...'' pomyślałam, ale... CHOLERA. Z mojej strony na rozmowach by się nie skończyło i nadal nie wiem czemu tak myślę, bo ta strona mnie wywołuje krwotok z nosa, a tak NIE POWINNO BYĆ.
          -To miłe i serio chciałabym tu jeszcze sobie postać, ale nie chcę, żeby mama była na mnie zła, bo wtedy już nigdy nie wyjdę z domu...
          -Tak! Tak... Masz rację. Ale!- wyciągnął w moją stronę wskazujący palec- Nie ma mowy, bym puścił cię teraz samą. Odprowadzę cię.
          Przez chwilę myślałam nad odrzuceniem jego propozycji, jednakże zdałam sobie sprawę z tego, że to nie była propozycja, a jedynie stwierdzenie faktycznego stanu rzeczy. W jego oczach widać upór i wiem, że nawet pod groźbą nie zostawiłby mnie teraz. Boże, jak ja go bardzo kocham! Pokiwałam głową i odwróciłam się w stronę drogi prowadzącej do mojego domu. Mimo mojego stawiania się, Jared zabrał ode mnie książki i niósł je.
          Przez jakiś czas szliśmy przytłoczeni przez niezręczną ciszę, ale chłopak nagle westchnął przeciągle i przy napływie odwagi przejął pałeczkę w kontynuowaniu rozmowy.
          -Chciałbym cię przeprosić za dzisiaj... Ja nie podejrzewałem, że mogę wywołać takie zamieszanie i jest mi bardzo przykro! Mam nadzieję, że nic ci nie jest i... Poza tym nie zwracaj uwagi na Charlotte, ona... bywa czasem dosyć...
          -Nerwowa?- dokończyłam za niego.
          -Yhm... tak... no i jeszcze...
          -Zaborcza?
          -Tak, właśnie, ale bardziej chodziło mi o to, że jest...
          -Rozemocjonowana? Krzykliwa? Zazdrosna? Samolubna? Władcza?- przerwałam, gdy uświadomiłam sobie, źe bez skrupułów obrażam własną siostrzyczkę.
          -Tak! Tak... Po części właśnie o to mi chodziło...- zaśmiał się, ale zaraz ponownie przybrał na swojej twarzy uczucie przejęcia- dokuczała Ci już kiedyś?
          -O tak... robi to przez całe swoje życie, od chwili narodzin... Ale spokojnie! Idzie się do tego przyzwyczaić- teraz to ja zaczęłam się śmiać.
          -Nie rozumiem... znacie się?
          -Jest moją siostrą...
          Odwróciłam twarz w drugą stronę, aby nie wybuchnąć śmiechem na widok jego zaskoczenia. ,,Zdziwienie'' to zdecydowanie za mało, aby opisać to, co musiał teraz przeżywać.
          -Czyli ty jesteś...
          -Kim. Kimberly Connweller. Miło mi.
          Podałam mu dłoń, ale zanim się zorientowałam o swojej zbytniej pewności siebie, on pomimo mojego zmieszania chwycił ją energicznie. I już nie puścił. Poczułam jego ciepło, a w brzuchu zaczęły latać mi motyle. Ale ja jego ręki także nie puściłam.
          -Wybacz za moje zachowanie...
          -Spokojnie, przecież to nie twoja wina, że Charlotte chciała mi przyłożyć.
          -Już nie o to chodzi, ale... nie chcę, żebyś poczuła się tak nagle osaczona. Już mi to przyjaciele wyjaśnili*- podrapał się po potylicy w geście zażenowania, a zanim zdążyłam się dopytać o co mu dokładnie chodzi z tymi przyjaciółmi, złapał mnie delikatnie za ramiona i z łatwością obrócił w swoją stronę, żebym mogła patrzeć mu prosto w oczy. Wzięłam głęboki oddech, a na policzki wpełzły mi wielkie rumieńce po usłyszeniu zdrobnienia mojego imienia z jego ust- Kimmi. Nie potrafię Ci tego wyjaśnić, ale ja...- westchnął, a ja przybrałam odcień intensywnej purpury. Czyżby Jared Cameron był zawstydzony?!- Ja chciałbym po prostu spędzić z tobą trochę czasu, tak na początek przynajmniej...
          -Na początek czego?- wypaliłam bez zastanowienia i ugryzłam się w język. Znów powróciła u mnie chęć natychmiastowej ucieczki. Tym razem jednak nie potrafiłam się ani ruszyć o milimetr, ani cokolwiek wyszeptać w swojej obronie, bo on ponownie i jeszcze mocniej złapał mnie za dłonie, po czym spojrzał na mnie figlarsko. O Boże, pewnie zaraz wybuchnie śmiechem...
          -Kimmi, pewnie się domyślasz, że mam na myśli...
          -Cicho!- uniosłam się ze zduszonym głosem. Wyrwałam swoje dłonie z jego objęć i pchnęłam nimi Jareda bardziej w głąb lasu. Z daleka dostrzegłam moją mamę, która wyszła z domu, aby wyrzucić śmieci. Rozejrzała się zaraz po tym po okolicy i z powodu mrozu, o którym sama zapomniałam, wbiegła do domu pocierając ręce o siebie nawzajem. Jeszcze chwila i mogłaby zauważyć mnie z Jaredem. Z CHŁOPAKIEM. O TEJ PORZE. Nawet sobie nie wyobrażam późniejszych pouczeń oraz tego, że Charlotte dowiedziałaby się, że spotkałam się z Jaredem. W mig przypomniałam sobie co przed chwilą zrobiłam z tym biednym chłopakiem i szybko wróciłam do rzeczywistości.
          -Boże, Jared, nic ci nie jest?!- pisnęłam, ale przede mną nie było żadnej żywej duszy. 
          -O mnie nie musisz się martwić- szepnął mi do ucha i od tyłu oplótł moją talią, podobnie, jak to zrobił rano w szkole. Nie wiem jakim sposobem tam się znalazł, ale zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, uniósł mnie do góry i krzyknął- Silny jestem, wiesz?
          Przestraszyłam się i kazałam mu odstawić siebie na ziemię. Już zdecydowanie zbyt długo zwlekałam z powrotem do domu, a rozmowa z Jaredem, mimo że tak długo przeze mnie wyczekiwana, wydała mi się co najmniej niepokojąca. W ogóle jego zachowanie było dziwne. Jakby Jared nie był Jaredem, zarówno wobec mnie jak i swoich przyjaciół, a warto też wymienić przy tym Charlotte, z którą nadal czekała mnie poważna rozmowa.
          -Jared, miło było, ale ja naprawdę muszę już iść.
          Jego wzrok posmutniał, a on sam znów zdawał się być trochę zmieszanym, przyćmionym- Ale zobaczymy się jeszcze?
          -Jutro- odparłam bez wahania- Tylko musisz przyjść do szkoły.
          Zaśmieliśmy się niezręcznie, zabrałam od niego swoje rzeczy i zaczęłam iść w kierunku własnego domu. Odwróciłam się jednak pod koniec drogi z nadzieją, że chłopak jeszcze tam stoi. Moje przypuszczenia potwierdziły się. Jared nie drgnął odkąd od niego odeszłam, tylko wpatrywał się we mnie zamyślony. Już naciskałam klamkę od drzwi frontowych, kiedy znalazłam w sobie resztki odwagi i z mojego gardła wydobył się drżący głos. 
         -Jared... Mogę cię o coś prosić?
          -Proś mnie o cokolwiek zechcesz!- ożywił się i ucieszył- Zrobię wszystko!
          Przełknęłam głośno ślinę, zamknęłam oczy i wyrzuciłam z siebie na wpół szeptem, bardziej do siebie niż niego.
          -Nie uciekaj więcej.

          * Jak się pewnie domyślacie Paul odciągnął Jareda, ponieważ jako wilkołak zaczął obawiać się o powód jego dziwnego zachowania. Najprawdopodobniej zabrał go zaraz do Sama, który zaczął podejrzewać Jareda o wpojenie, gdyż sam dobrze wie co to oznacza, bo już to przeżył. Jared najprawdopodobniej dostał wiele rad jak i ostrzeżeń w postępowaniu z dziewczyną zanim wszystko się nie wyjaśni i nie zdobędą pewności co do powodu, w tym zakaz ciągłego nachodzenia Kim.
                                                                      ~'''~

          Wybaczcie, że tak długo kazałam Wam czekać na ten rozdział, jednakże ostatnio mam niemałe problemy ze sprzętem, a zapowiada się, że za niedługo spotkają mnie jeszcze gorsze. Tak czy inaczej dziękuję, że na mnie zaczekaliście, a możecie być pewni, że rozdziały są ciągle pisane, ponieważ te pierwsze zawsze są najtrudniejsze, a teraz leci mi trochę z górki :) Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie Wam do gustu. Zdaje mi się nawet, że jest on najdłuższy ze wszystkich dotąd przeze mnie napisanych na tym blogu :D
          Dziękuję i Pozdrawiam :))